RECENZJA


THE VIRGINMARYS – Cast the First Stone 
prod. The Virginmarys, EP 2010 

Program: 01. Bang Bang Bang, 02. Portrais of Red, 03. Nothing To Lose, 04. Out of Mind, 05. Off To Another Land, 06. Cast the First Stone
 
Zapytacie zapewne – pogrzało tego gościa? Ano być może, być może... Tytułem bardzo krótkiego wyjaśnienia napomknę jedynie, że koleś, który mi wręczał tę płytę powiedział, że oni brzmią jak VENOM! To co miałem robić? Wziąłem, chociaż przestrogą dla mnie mógłby już być fakt, że facet podjarał się tą Dziewicą Maryśką podczas koncertu ze... SKUNK ANANSIE! Czad? Nie ukrywam, że trochę wzbudził we mnie jednak ten argument, niemniej odpaliłem „Cast the First Stone” i... wielkiego szoku nie było. Chuja bym to stawiał obok VENOMU, ale nie powiem, żeby to był jakiś szajs. Powiem więcej: gdyby VIRGINMARYS mieliby zostać idolami nastolatek to ja byłbym nawet „za”! Ci śmieszni pseudo-artyści, którzy tonami przewalają się przez komercyjne media nie mają choćby odrobiny ikry, a często też talentu z tego, co wydaje się mieć to trio!
Muzycznie VIRGINMARYS to taki rock zakorzeniony w najtłustszych latach dla tego gatunku. W jakimś sensie kojarzy mi się nawet z HELLACOPTERS, ale to bardziej wskazówka niż odnośnik. W każdym razie „Cast...” brzmi jakby powstało jakieś 30 lat temu i nie muszę się z nikim zakładać, że chłopaki dysponują sprzętem lampowym, co stało się jakimś trendem w hard rocku...
Gdybym miał wskazać jakiegoś faworyta to bez wahania polecam „Nothing To Lose” (u mnie ten numer gościł w odtwarzaczu najczęściej), ale najpierw szanowni metalowcy musielibyście sięgać po tę płytę. A to nie każdemu się pewnie uśmiecha...

PS: Recenzja znalazła się w numerze VI Deathicism'zine (kwiecień'2012)...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz