RECENZJA

PUKI ’MAHLU - Przychodzę Zerżnąć Wasze Dzieci
prod. Puki 'Mahlu, lp 2010


Program: 01. Popieprzenie JOTPEDWA, 02. I to nie jest śmieszne, 03. Ku chwale O'Briena (część II), 04. Dezynsekcja, 05. Oczekiwanie, 06. Przychodzę, 07. Milczenie

Jeśli ktoś będzie chciał przejść obok tej hordy to uprzedzam - nie da się! Już od samego początku PUKI ’MAHLU prowokuje samplami ze słynnej papieskiej wizyty („tej” wizyty...) i ostrymi tekstami pod adresem wiernych (nie mylić z wierzącymi). Akurat tu nawet tytuł jest prowokacją, więc jeśli ktoś lubi klimaty oazowo-papieskie niech nie słucha albo w ogóle odpuści sobie dalsze obcowanie z „Przychodzę Zerżnąć...”. Żeby ktoś nie doznał szoku pourazowego jak pewna moja znajoma, która poszła kiedyś na koncert - cztery z pięciu zespołów to Black Metal, a ona wyszła zbulwersowana, że chłopaki mieli na sobie sutanny, odwrócone krzyże i „bezcześcili Jezusa”. PUKI MAHLU z Black Metalem nie ma nic wspólnego, niemniej szydzi sobie z głupoty i zaślepienia tzw. wiernych. Generalnie bydgoski duet nie szczędzi nikomu. Szczególnie Łukasz upatrzył sobie pewne stadko baranów i po nim jedzie. Nie tylko we wspomnianym „Popieprzeniu Jotpedwa”, ale także w „Przychodzę”. W ogóle wokalista, który ładnych kilka lat spędził w MORTIS DEI, fajnie bawi się słowami. Jak w „Ku Chwale O’Briena II” i „Dezynsekcji” („...konduktorze łaskawy/zabierz mnie do Warszawy/jadę sprzatać, odkarzać, odrobaczać...”).
Także drugi z muzyków ma sporo wspólnego z MORTIS DEI. Z tym, że Piotr nadal jest muzykiem tej kapeli, co nie przeszkadza mu w komponowaniu zajebistych songów na potrzeby PUKI ’MAHLU. Jako ciekawostkę można odnotować fakt, że „Przychodzę Zerżnąć Wasze dzieci” zarejestrowano na ścieżkach bębnów nagranych podczas sesji „Last Failure” MORTIS DEI! Miazga co? Od razu też nawet ten kto niezorientowany domyśli się, że muza PUKI ’MAHLU to Death Metal. Sążnisty, tłusty, rasowy i przemyślany. Utwory na płycie sa nieźle połamane, ale nie przekombinowane. Płyty słucha się bezstresowo i z rozkoszą. A powiew niezblastowanej świeżości nadaje temu albumowi odrobinę oryginalności. W Polsce raczej nikt tak nie gra, a na pewno nikt w ten sposób nie traktuje swoich tekstów. Słowne zabawy Łukasza nie nużą, głównie dlatego, że współbrzmią z tym, co akurat przygrywa Piotr. Panowie świetnie się porozumiewają i uzupełniają. Dobrze, że ich znajomość z czasów wspólnego muzykowania przetrwała próbę czasu. Dzięki temu Kobuch i Niemiec stworzyli coś naprawdę konkretnego! Szczerze polecam!

PS: Recenzja powstała na potrzeby Deathicism'zine VII, który nie doczekał się jednak daty swojej premiery...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz