RECENZJA

DESECRATOR - Live Til Death
prod. High Voltage, LP 2011

Program: 01. Til Death, 02. 1800 Volts, 03. Bred, Fed Then Dead, 04. Little Jimmy Black, 05. Slaughtered In Masses, 06. Serpent's Return, 07. Rotten Christ, 08. Destroying God's Work

Australijczycy mają w Polsce swojego promotora czy przyjaciela, który zainteresował mnie ekipą z Melbourne na tyle, że umówiliśmy się nawet na wywiad. Prawdopodobnie znajdzie się on jeszcze w tym numerze, ale o tym powinniście się przekonać w inny miejscu tego zina. Tu natomiast spróbuję Was zachęcić do zaopatrzenia się w „Live Til Death”, a okazja może nadarzyć się dość szybko, ponieważ muzycy z Antypodów koniecznie chcą zagrać w Polsce i niewykluczone, że zdarzy się to jeszcze w tym roku. A wtedy każdy będzie mógł wybrać się na ich gig i płytę kupić...
Ja tu jednak pierdolę jakieś farmazony, a DESECRATOR się produkuje. Chociaż to może trochę krzywdzące określenie, bo Australijczycy dysponują dobrym warsztatem i mają ciekawe pomysły, które realizują z zaangażowaniem. Poza tym jak na płytę rzekomo zrealizowaną na żywca „Live Til Death” brzmi naprawdę dobrze! Aż wierzyć się nie chce, że materiał ten został nagrany podczas koncertu. W sumie odgłosy dobrze bawiącej się publiczności można teraz dograć  tak, że nikt się nie pozna, ale skoro tak jest napisane to nie będę się z tym kłócił...
Na pewno muzyka DESECRATOR to ciekawy death/thrash w starym dobrym stylu. W dodatku ponoć mixem zajmował się Harris Johns z berlińskiego Music Lab, z którym gdzieś to się niedawno spotkałem... Świetną robotę wykonał też Marco Hasmann odpowiedzialny za artwork, a front cover wyszedł I klasa! Jak cały ten album zresztą...

PS: Recenzja znalazła się w numerze VI Deathicism'zine (kwiecień'2012)...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz