RECENZJA

DEEP DESOLATION - Rites of Blasphemy *
prod. DarkZone Productions, LP 2012

Program:  01. Between the Tits of A Witch. 02.Searching For Yesterday, 03. Intermezzo, 04. Blasphemous Rite, 05. Mroczny Hymn, 06. Cuius Regio/Eius Religio, 07. I Became Your God, 08. Necromouth

„Rites of Blasphemy” to moje drugie spotkanie z DEEP DESOLATION. Pierwsze zetknięcie nastąpiło wraz z debiutanckim albumem „Subliminal Visions”, który mi zdecydowanie podszedł, zatem i teraz oczekiwałem po łodzianach czegoś, co mi się może ewentualnie spodobać. I nie zawiodłem się. Tyle, że gdybym miał zestawiać ze sobą obydwie płyty miałbym problem z określeniem, która lepsza. Głównie dlatego, że w skład DEEP DESOLATION nie wchodzą nowicjusze, przez co nie oczekuję po nich jakiegoś szczególnego rozwoju. Nie oznacza to oczywiście, że obie płyty są dokładnie takie same. „Rites of Blasphemy” w stosunku do swojej poprzedniczki zdaje się mieć trochę więcej mocy. Kawałki są z jednej strony trochę cięższe i bardziej mroczne, a z drugiej bardziej w stylu „retro”. Sugestie ze strony wydawcy, jakoby DEEP DESOLATION było dla fanów BLACK SABBATH, SAINT VITUS czy CELTIC FROST nie do końca są przesadzone. Na pewno jednak blackowe naleciałości wokalu tych najstarszych fanów SABB’s odstraszą, ale to oni musieliby sobie zdać sprawę, że nie mają do czynienia z czystym Hard Rockiem w stylu ich idoli, a Doom Metalem jedynie zaprawionym sporymi ilościami muzyki z lat siedemdziesątych. Czuć to szczególnie w ponurym i dusznym klimacie oraz w solówkach wygrywanych z mozołem przez Markiza. Tak naprawdę to one są taką – sorry za słowo – okrasą, skwarkę w kaszy, którą zgotowali nam łodzianie. Pomijając już te kulinaria radzę sięgnąć po pierwszy „Rites of Blasphemy” i samemu się przekonać, że mam rację. Zaręczam, że niedługo po odpaleniu płyty musielibyście czekać na pierwszy z brzegu przykład – w otwierającym płytę „Between the Tits of A Witch” mamy okazałe typowo hardrockowe solo, które ciągnie się dobre półtorej minuty. W drugim z kolei numerze jest fajnie pracujący basik, bez przesteru, czytelnie. Takich smaczków na „Rites of Blasphemy” jest więcej. Np. w utworze „Blasphemous Rite” czuć gęsty dym jaranego zielska. Tu jakby DEEP DESOLATION odjechało w stronę Stoner Rocka, co nie jest ujmą ani dla nich, ani dla każdego szanującego się słuchacza nawet najbardziej czarnych dźwięków. A o tym, że DEEP DESOLATION nie chce zamykać się w jakiejkolwiek szufladzie świadczą zespoły i projekty, w których muzycy związani z zespołem się udzielają. Nad tym wszystkim jednak unoszą się te wszechobecne na płycie solówki wyjęte jakby z innego worka, ale doskonale wkomponowane.
Generalnie polecałbym DEEP DESOLATION raczej fanom Stoner/Hard Rocka i Doom Metalu. Muzycy poświęcają im więcej miejsca na swoim albumie, aniżeli black czy deathmetalowcom. Każdy zrobi jak uważa – „Rites of Blasphemy” jest płytą dobrą. Nie genialną ani świetną, a zwyczajnie dobrą.

* Recenzja sporządzona na potrzeby www.METALZINE.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz