RECENZJA

NIGHTMARE - Cryptic Songs
prod. Thrashing Madness Records, LP 2012

Program: 01. Nocturnal Winds, 02. The Conscience, 3. Cryptic Song, 04. Fallen Love, 05. Nameless, 06. Looking For the Paradise, 7. Picture of Evil, 08. Celebration of the Wolf, 09. The Lost, 10. Awakening, 11. Looking For the Paradise (demo), 12. Grave At the Wall, (demo), 13. Doomsday of the Wolf (demo), 14. The Spiritist (demo), 15. The Wormgod (live), 16. The Doomsday of the Wolf (live) 

I co my tu mamy? Aaaa, toż to NIGHTMARE... Zawsze uważałem, że otaczała ich jakaś dziwna aura. Niby było o nich sporo w każdym szanującym się fanzinie powstającym na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, niby muzycy non stop, regularnie coś nowego nagrywali, a do tego bardzo dużo koncertowali i to w zacnym towarzystwie. A jednak „kariery” nigdy wielkiej nie zrobili. Choć wydawałoby się, że mieli  ku temu predyspozycje. I okazje...
Ot, weźmy np. debiutancki album, którego wznowienia niedawno podjęło się Thrashing Madness Records. Płyta „Cryptic Songs” pierwotnie wydana przez „firmę” Dagon Music, założoną przez ludzi związanych z zespołem tylko na potrzeby własnych wydawnictw, była przede wszystkim ich osiągnięciem. Tym bardziej to jest ich album, jeśli dodamy, że nagrano go nie w jakichś wypasionych (nawet jak na tamten czas) warunkach, a w zaimprowizowanym studio w KDK Kutno. Jarzycie? Był rok 1993, a NIGHTMARE wydłubało swoją PŁYTĘ w zaimprowizowanych warunkach! Teraz nikogo to może nie dziwi, ale to było prawie dwadzieścia lat temu! Dlatego właśnie odradzam miłośnikom sterylnego brzmienia, by nie sięgali po „Cryptic Songs”. I robię to absolutnie uczciwie, ponieważ każdy sięgający po ten album powinien wiedzieć, że jego brzmienie jest brudne i syfiaste. I w dodatku jak się go słucha, to rzęzi z głośników! Ale tak naprawdę miejcie też tę świadomość, że choć nie napisałem na razie niczego dobrego, to „Cryptic Songs” brzmi po prostu... pięknie!!!
Wśród maniaków starego dobrego – a przede wszystkim – polskiego deathrash metalu (uwierzcie, są takowi i niekoniecznie są to Polacy!) na pewno znajdą się tacy, którzy chętnie odświeżą sobie to brzmienie. Tak charakterystyczne dla produkcji z pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych. Bo cóż bez tego syfu znaczyłyby dziś te wszystkie IMPERATORY, BETRAYERY, ARMAGEDONY, MAGNUSY, LASTWARY? Czy Leszek z Thrashing Madness chciałby wydać drugi już materiał (pierwszym było wydane w tamtym roku demo „Misterium Przekleństw”, nominalnie z 1991) pochodzącej z Kutna kapeli, której nazwa – nie oszukujmy się – wielu młodym ludziom nic szczególnego nie powie? Logicznie rzecz ujmując należałoby powiedzieć, że nie, ale przecież on to zrobił!!! Wiecie dlaczego? Bo to jest prawdziwy maniak, który kocha taką muzę, a takie wałki, jak „Nocturnal Winds”, „Cryptic Song” czy „Looking For the Paradise” po prostu nim pomiatają. Bo nie sądzę, że boss (a feeee... jakież to brzydkie słowo...) Thrashing Madness przy wydaniu „Cryptic Songs” kierował się względami ekonomicznymi. Nie, ponieważ na takich nagraniach się nie zarabia. Takie wydawnictwa służą praktycznie wyłącznie koneserom, a to wybredne bestie. Należy więc sądzić, że jest więcej takich osób, które NIGHTMARE poważają, skoro ktoś inny zdecydował się ich wydać. Zatem... czy potrzebna Wam jeszcze jakaś rekomendacja?
Tak dla ścisłości dodam jeszcze, że oprawa „Cryptic Songs” jest klasyczna dla tego rodzaju pozycji. Czyli jest kawałek historii, jest sporo starych zdjęć, a nade wszystko są też archiwalne nagrania. Bez takich bonusów wydawnictwa takie czasami tracą na celowości, ale nie lękajcie się – do debiutanckiego albumu kutniaków dołączone zostało demo „The Evil”, które poprzedzało wydanie „Cryptic Songs”. Rarytasem dla najprawdziwszych z prawdziwych fanów będą natomiast dwa nagrania zarejestrowane na festiwalu w Węgorzewie w 1992 roku, gdzie udało im się zdobyć nagrodą publiczności.
Ci, których re-edycje starych materiałów cieszą, prawdopodobnie mają nadzieję, że za jakiś czas w katalogu Thrashing Madness pojawi się także drugi album zespołu NIGHTMARE. Tym bardziej, że na „Cold” (o którym mowa) jest sporo dobrej muzy. Jego zniknięcie i słaba promocja to efekt układów i układzików panujących na muzycznym rynku. Teraz część tej niechlubnej układanki umarła, jest więc szansa, że „Cold” choć po części odzyska straconą reputację... Ale to za jakiś czas, dziś radzę sięgnąć po „Cryptic Songs”. Bo warto!

PS: niniejsza recenzja jest też dostępna na www.METALZINE.pl

Kontakt:

PS: Recenzja powstała na potrzeby Deathicism'zine VII, który nie doczekał się jednak daty swojej premiery...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz